środa, 23 września 2015

Nowa Piosenka
Inni czekają tylko na nasz błąd, czekają aż zrobimy coś głupiego, 
myślą że jesteśmy zagubieni ale tylko my wiemy jaka jest nasza prawda, oni nie znają naszych uczuć, nie znają naszej miłości.
Nasza przygoda nigdy nie skończy się, Nasze uczucia trzymają nas bardzo blisko, Nie pozwólmy na rozcięcie naszej miłości, nie pozwólmy na to aby oni nas rozdzielili.
Wiemy że oni zawsze będą próbowali nas rozdzielić ale my jesteśmy silniejsi, jesteśmy powiązani ze sobą, powiązani miłością na zawsze.

wtorek, 3 lutego 2015

Ta straszliwa historia wydarzyła się naprawdę w roku 1995.Opowiada ona o trójce studentów:Heiczer, Joszu i Miku, którzy postanowili sprawdzić czy legendarna wiedźma z Bler istnieje. Podobno wiedźma zabijała dzieci w dziwnych okolicznościach w pobliżu lasu Blaurvisswile.Ostatnim razem zabiła 7dzieci, a było to w roku 1268.Ludzie niechętnie chcą o tym mówić ,do dziś wszyscy się boją.Tylko jedna osoba widziała wiedźme.Mówiła że wyglądała okropnie.Całe ciało miała porośnięte końskim włosiem, twarz miała całą w bliznach a na ramionach miała zarzucony szal. Wyruszyli razem do lasu, i wędrowali całymi dniami.Zmęczeni drogą rozłożyli namiot.Przaspali całą noc.Kiedy się obudzili przed namiotem lerzało 7 kupek kamieni.To wystraszyło całą trójkę.Mieli mapę.Szli 11 godzin i doszli do miejsca, gdzie na gałęziach porozwieszane były laleczki WUDU.To przeraziło ich doszczętnie.Połorzyli się spać.W nocy obudził ich płacz dziecka ( nikt nie wiedział o ich wyjściu do lasu ) i coś nagle zwaliło się na ich namiot.Wszyscy wybiegli a na zewnątrz nikogo nie było.Wszyscy poszli spać.Kiedy się obudzili zobaczyli że Josz zginął z namiotu.Kiedy Heiczer chciała wziąść mapę dopiero wtedy spostrzegła że jej nie ma.Po całym dniu poszukiwań przed namiotem znaleźli zawinięte w koszule palec serce i język Josza.Wtedy załamali się psychicznie.W nocy ktoś zaczął wołać głosem Josza.Wtedy wybiegli z namiotu i dobiegli do starego domu.A tam na ścianach były poodciskane krwią dziecinne rączki.Nagle kobieta została sama.Zeszła w dół ( a to wszystko było kamerowane ) i zobaczyła osobe lerzącą na ziemi a przy niej drugą,rzuciła kamerą i....tyle wiemy o ich losach.Policja wszczęła poszykiwania.Do dzis nie odnaleziono ich ciał znaleziono tylko materiał filmowy o nich. Wiedźma z Bler istnieje do dziś może przemieszczać sę gdzie chce, kto wie może dzisiejszej nocy przyjdzie do ciebie.....
Kate, Marie, Sarah i Clementine były przyjaciółkami od lat. Wszystko robiły razem. Uwielbiały razem robic zakupy, spotykać się, rozmawiać, szaleć. Ich zycie było szczęśliwe. Jednak głupota, którą zrobiły zniszczyła im całe dalsze życie. Marie mieszkała na poboczu miasta w dużym domu ze strychem. Był on typowy: zakurzony i zagracony. Rodzice Marie w rocznice swojego słubu postanowili wyjechać na dwa dni nad morze. Marie była w siódmym niebie. Zaprosiła przyjaciółki na całą noc. Dziewczyny bawiły sie świetnie. Ogladał filmy, biły sie poduszkami i zajadały popcorn az nagle Clementine zaproponowała wywoływanie duchów. Każda przyjęła to z przymrużeniem oka, ale zgodziły się. Wzięły świece i talerz z literami. Poszły na strych, siadły w kręgu i zaczęły wywoływać jakiegoś ducha. Na początku nic sie nie działo, więc dziewczyny miały z tego niezły ubaw, ale nagle talerzyk zaczął sie poruszac i wylądował z trzaskiem na brzuchu Clementine. Dziewczyny były przerażone, uciekły, a Clementine nie mogła sie ruszyć! Wystraszone koleżanki bały się o nią, ale bały sie też wrócić. Zaczęły ją wołać, ale dochodziły ich tylko jęki Clem. Marie zadzwoniła po pogotowie i policję, a dziewczyny postanowiły wejść na strych. Cokolwiek miało sie zdarzyć, Clemi była najważniejsza. Jednak drzwi od struchu zatrzasnęły się! Przyjaciółki spłakane czekały na pomoc. Gdy nadjechało pogotowie wywarzyło drzwi, ale Clementine nigdzie nie było. Strych wyglądał dokładnie tak jak przed wywoływaniem, Nie było nawet świec i talerza. Pogotowie wraz z policją z ostra naganną o niepotrzebym wzywaniu pomocy wyszła. Dziewczęta tej nocy nie przespały. Szukały Clemi po całym domu, ale nigdzie jej nie było. Po miesiącu o tajemniczym zaginięciu wiedziała juz telewizja. Szukano jej wszędzie. Przyjaciółki stały sie zamkniete w sobie i nerwowe. Wiedziały, że to przez nie dziewczynka zniknęła. Pewnie zastanawiacie się, co sie stało z Clementine. Otóż dowiedziała sie o tym Marie. Pamietała jak kiedyś Clemi dała jej puzdereczko z lustereczkiem. Marie wyciagnęła je i zaczeła do niego szeptac, błagać go, zeby Clem wróciła. I wtedy lusterko jakby wybrzuszyło się, zmieniło kształt i w lustrzce Marie ujrzała bladą twarz Clementine... która ogłosiła jej, że niedługo umrze. Wystraszona Marie pokazała to przyjaciółką i każdej z kolei mówiła to samo. Przepowiednia spełniła się...

Nawiedzony dom

Gill House ( 1940 rok, miejsce w pobliżu Broomfield, w hrabstwie Cumberland - Anglia) Gill House w pobliżu Broomsfield w hrabstwie Cumberland to budowla pochodzaca (przynajmniej częsć) z poczatku XIII wieku. Podczas II wojny swiatowej była wykorzystana jako baza Kobiecych Sił Ladowych. Od samego poczatku wiele stacjonujacych tam kobiet słyszało dziwne odgłosy, dobiegajace z jednego z pomieszczeń połozonych w najstarszej częsci domu. Przypuszczano, że powodem hałasów sa szczury, ale inspekcja sanitarna niue wykazała żadnych sladów tych szkodników. Hałasy nasiliły się i niekiedy można było usłyszeć kroki. kilka dzieczat zakwaterowanych w pokoju, z którego owe hałasy dochodziły, zameldowało, że ktos próbował je udusić i odmówiło pozostania w tym pomieszczeniu. relacjonowane incydenty miały miejsce przeważnie podczas trzech następujacych po sobie nocy w ostatniej kwadrze księżyca. Panna Eouclby z kobiecych sił ladowych wysłała komisję do zbadania tej sprawy. W skład zespołu weszli niejaka pani Perkins oraz proboszcz z Ainstable, wielebny N.C.Murray i jego żona. Spotkali się z zarzadzajaca budynkiem panna Mandale. Oswiadczyła, że jaj samej nie przytrafiło się nic przykrego, ale była wyraznie przejęta strachem i przerażeniem, które odczuwały dziewczęta. Poczatkowo nic wielkiego się nie zdarzyło i pani Murray podsunęła , że stukanie powinno spowodować jakies efekty. Wobec tego pani Perkins głosno zastukała w kredens. Nie miała pojęcia, do czego to doprowadzi. Przez chwilę nic się nie działo, a następnie jakby w odpowiedzi na stukanie rozległ się głosny szelest. Nagle z kredensu wyłoniła się męska postać. ruszyla prosto ku pani Perkins i zatrzymała się tuż przed nia. wszyscy usłyszeli dziwny odgłos, jakby szmer wędkarskiego kołowrotka. Pani Perkins stwierdziła też, że odczuła zimno, gdy owa postać znajdowała się tuż obok niej. Następnie zjawa podeszła do pastora Murraya i zaczęła stukać w scianę, co dawało metaliczny pogłos. Obecni poczuli okropny odór, który - być może na skutek pewnych skojarzeń myslowych - okreslili słowami "przeciekajaca trumna". Postac krażyła dookoła postukujac prawie trzy godziny i wreszcie zniknęła w kredensie, stojacym po przeciwnej stronie pokoju od miejsca, z którego wyszła. Zapadła kompletna cisza i komisja zeszła na dół. Członkowie zespołu poinformowali pannę Mandale, że ich zdaniem pokój jest nawiedzony przez ducha i dziewczęta nie powinny w nim mieszkać; nie podali jednak dokładnego opisu zdarzeń. Korzystajacy z tablicy z alfabetem używanej na seansach spirytystycznych, pastor Murray i jego żona, pózniej rownież w towarzystwie pani Perkins, próbowali nawiazać kontakt z duchami z Gill House. Wygladało na to, że osiagnęli pewne rezultaty. Miały to być zjawy Geralda Wreaya i jego służacej Lily. Gerald oznajmił że był jakobita, żyjacym za panowania Jerzego I. z rozmowy przeprowadzonych z duchami wynikało iż Geral, wyjatkowy bezbożnik wykradł relikwie, które ukrył w Gill House. na pytanie, czy dałoby się je odnalezć, usłyszano odpowiedz, że relikwie rozsypały się w proch. Podczas kolejnego seansu dowiedziano się, iż niekiedy w domu tym przebywaja całe hordy zlych duchów. Prowadzacy seans zostali ostrzeżeni, by je zostawić w spokoju. Baza została zamknięta. Gill House jest teraz prywatna rezydencja, ale obecny własciciel nie udzielił odpowiedzi na temat aktualnej sytuacji w domu ani możliwosci przeprowadzenia dalszych badań.

wtorek, 27 stycznia 2015

Miłość to takie wspaniałe słowo oraz uczucie dzięki któremu jesteśmy szczęśliwi, wtedy możemy poznać prawdziwe piękno i być dobrymi ludźmi, miłość jest w każdym człowieku, to uczucie sprawia że potrafimy pomagać, wspierać a co najważniejsze to kochać!!!

czwartek, 22 stycznia 2015




Nie mogłam się oprzeć jego urokowi i odwzajemniłam uśmiech.
- Cześć. - usłyszałam. Spojrzałam na niego.


arry Potter i Insygnia Śmierci: część 2 zajmuje obecnie czwarte miejsce na liście najbardziej kasowych filmów wszech czasów. Film zarobił jak na razie 1 314 052 093 dolarów. Kamień Filozoficzny zajmuje obecnie jedenaste miejsce, Insygnia Śmierci: część 1 – trzynaste, Zakon Feniksa – czternaste, Książę Półkrwi – piętnaste, Czara Ognia – dwudzieste, Komnata Tajemnic – dwudzieste trzecie, a Więzień Azkabanu – trzydzieste drugie.
Premiera Harry’ego Pottera i Czary Ognia w krajach anglojęzycznych miała miejsce 16 listopada 2005 roku, do polskich kin film wszedł 25 listopada. Wszystkie cztery filmy okazały się kasowymi sukcesami, pierwsze dwie części współzawodniczyły z ekranizacjami Władcy Pierścieni.
Polska premiera filmu Harry Potter i Książę Półkrwi (Harry Potter and the Half-Blood Prince) miała miejsce 24 lipca 2009 roku. Początkowo miał to być koniec listopada 2008, jednak wytwórnia Warner Brothers zdecydowała o zmianie terminu premiery[9].

Marketing[edytuj | edytuj kod]

Ludzie w księgarni podczas premiery siódmej części Harry'ego Pottera
Seria o Harrym Potterze odniosła olbrzymi sukces komercyjny na świecie w zakresie wyników sprzedaży książek, gadżetów promocyjnych, gier komputerowych, oglądalności w kinach czy sprzedaży filmów. Została zaliczona do jednej z ważniejszych wydarzeń współczesnej popkultury. Książki zostały przetłumaczone na ponad siedemdziesiąt języków[4]. Prawami do sfilmowania wszystkich części serii dysponuje wytwórnia Warner Brothers. Zjawisko fascynacji światem Harry’ego Pottera nazwano potteromaniąJoanne Kathleen Rowling w 2003 roku zajęła piąte miejsce na opublikowanej na łamach Sunday Times liście 500 najlepiej zarabiających Brytyjczyków.

Czas i miejsce akcji[edytuj | edytuj kod]

Zestaw filmowy z Wielkiej Sali, Hogwart
Akcja Harry'ego Pottera obejmuje wydarzenia od czerwca 1991 do maja 1998[3]. Wyjątek stanowią pierwszy rozdział pierwszego tomu (przełom października i listopada 1981), epilog ostatniego (wrzesień 2017) i liczne retrospekcje. Fabuła każdej z sześciu pierwszych części obejmuje wydarzenia od wakacji, przez cały jeden rok szkolny, aż do dnia jego zakończenia. W każdej z tych książek główny bohater, Harry Potter, spędza kolejny rok w Hogwarcie. Akcja ostatniej z powieści odbywa się z większości poza szkołą, z wyjątkiem finalnej walki na jej terenie, która zarazem kończy właściwą fabułę Harry'ego Pottera (następuje po niej tylko epilog pod tytułem 19 lat później).
Miejscem akcji jest Wielka Brytania. Wydarzenia odbywają się w świecie magii, który istnieje równolegle do tego niemagicznego (świata mugoli) i w ścisłej tajemnicy przed nim.
Większość wydarzeń w powieściach odbywa się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Howarcie, jak i w Hogsmeade – wiosce zamieszkanej wyłącznie przez czarodziei. Część wakacyjnych chwil odbywa się w rodzinnym domu Weasley'ów zwanym Norą i na Privet Drive 4.

HP



Alex


Czas mijał nieubłaganie, a już niedługo miały zacząć się nasze egzaminy. Jednak moją głowę zaprzątał zupełnie inny temat - i tak samo było z Lu. W ostatnim czasie poznałyśmy wiele intrygujących wiadomości, lecz wiąż nie potrafiłyśmy złożyć ich w całość. Większość z nich była dość niejasna, przepowiednie, podsłuchane rozmowy, niezbyt szczegółowe pogawędki z dyrektorem... Niewiedza była straszliwie frustrująca. Choć jeszcze gorsze wydawało mi się to, że każdy zainteresowany wiedział więcej niż my i nie chciał nam zdradzić żadnych szczegółów.
- Panno Midnight, może wyjaśni nam pani, co jest ciekawsze od dzisiejszej lekcji – poprosiła surowym tonem nauczycielka transmutacji, wybudzając mnie z rozmyślań.
- Ależ pani profesor, ja cały czas pani słuchałam.
- Ach tak? To może wyjdziesz na środek i zaprezentujesz zaklęcie, o którym właśnie mówiłam – odparła nauczycielka z przekąsem.
Podniosłam się ze swojej ławki niepewnie. Oczywiście nie znałam nazwy zaklęcia, ale na szczęście z opresji wywabił mnie Draco. Lekko odchrząknął i wskazał na swoje notatki, w których dużymi literami było napisane „Reparo”. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i nieco bardziej energicznie ruszyłam na środek klasy. Na biurku nauczycielki zauważyłam rozbite lusterko.
- Siedem lat nieszczęścia - mruknęłam pod nosem.
Wyciągnęłam swoją różdżkę i przypomniałam sobie ruch, o którym przeczytałam już jakiś czas temu w podręczniku. Wykonałam go, i ku niezadowoleniu czarownicy, lusterko powróciło do pierwotnego stanu.
- Usiądź. – Spojrzała na mnie rozdrażniona. – Wasza koleżanka przed chwilą zaprezentowała wam, jak powinniście wykonać to zaklęcie. Dzisiaj będziecie je ćwiczyć, a za tydzień czekam na wasze eseje.
Do końca lekcji nie wydarzyło się już nic ciekawego, a McGonagall zostawiła mnie w spokoju. Były to ostatnie zajęcia tego dnia, więc gdy się skończyły, ruszyłam w stronę błoni, gdzie miałam spotkać się z Lu. Ostatnio nie widywałyśmy się zbyt często, czasem tylko wymieniałyśmy kilka zdań na korytarzu. Było mi żal, że nie spędzałyśmy ze sobą tak wiele czasu jak kiedyś, jednak było to wręcz niewykonalne, kiedy należało się do dwóch nienawidzących się domów. Ja spędzałam większość swojego czasu w lochach, a Lucy w wieży. Przeżywałyśmy nasze najlepsze lata po raz drugi. W tamtym życiu spotkałyśmy się po raz pierwszy jako dwunastolatki, więc tak naprawdę cofnęłyśmy się do wieku, w którym jeszcze się nie znałyśmy.
Wyszłam na dziedziniec, zasłaniając ręką oczy przed promieniami słońca. Robiło się coraz cieplej. Wiosna już dawno się zaczęła i wszystkie rośliny budziły się do życia. Wielu uczniów wychodziło na zewnątrz, by po prostu odetchnąć trochę od nauki, której swoją drogą było coraz więcej przed egzaminami.
Skierowałam się w stronę mostu i zatrzymałam się w połowie, opierając się przedramionami o barierkę. Spojrzałam w przepaść rozpościerającą się pode mną i uśmiechnęłam się pod nosem. Widziałam las, choć w niektórych miejscach przebłyskiwała goła skała. W oddali nie było nic prócz drzew. Ciszę, która panowała w tym miejscu, zagłuszały jedynie oddalone głosy uczniów i pohukiwanie sów, które co jakiś czas przecinały niebo dokładnie przed moimi oczami. Był to jeden z najwspanialszych widoków, jakie miałam szczęście ujrzeć.
Uwielbiałam być wysoko nad ziemią. Wiatr, który przyjemnie chłodził skórę, lekko mierzwił mi włosy. Od dzieciństwa pchałam się na wszystkie pobliskie drzewa i dachy. Oczywiście często też wybierałam się do parków linowych. Mój młodszy brat, a właściwie syn moich przybranych rodziców, zawsze bał się wysokości i nie potrafił zrozumieć mojej fascynacji.
- Buuu! – usłyszałam za sobą i odwróciłam się, wpadając na roześmianą Lucy. - Nie miałaś przypadkiem czekać na błoniach? – zapytała zadowolona z mojej zaskoczonej miny.
- Jakoś nie udało mi się tam jeszcze dojść. Myślę dziś cały czas o tym, co się dzieje wokół nas – odpowiedziałam ze smutnym uśmiechem.
Odepchnęłam się lekko od barierki i nie czekając na reakcję Lu, ruszyłam na błonia. Poszła za mną, opowiadając mi o tym, co jej się ostatnio przydarzyło. Rozsiadłyśmy się pod drzewami niedaleko jeziora.
Woda była krystalicznie czysta i można się było w niej spokojnie przejrzeć. Kilka osób stało nad brzegiem i chlapało się nawzajem. Słychać było ich piski i śmiechy. Ich szaty były całkiem mokre.
- Aleeex, mam pytanie. Jak sądzisz, dlaczego On tak nagle uciekł? – spytała nagle Lu.
Nie rozumiejąc, spojrzałam na nią i zadałam nieme pytanie.
- Hm? Wtedy... no, w lesie. Bo wiesz, tak jakoś wyszło, że akurat też tam byłam. – Uśmiechnęła się niewinnie, a ja nie drążyłam tematu. - Przy okazji widziałam też, jak ten twój przyjaciel uciekał. Aż się za nim kurzyło! – Lucy zaśmiała się. – No, ale co tam się właściwie stało?
Spojrzałam na Lu i wtedy przypomniałam sobie cały szlaban, który zakończył się dość dziwnie. Tak naprawdę sama nie wiedziałam, co mam o nim myśleć.

Już od jakiegoś czasu chodziliśmy po lesie w dwóch grupach, na które podzielił nas Hagrid. Draco szedł z Potterem i Kłem, ja zaś musiałam iść z półolbrzymem i Granger, której buzia nie zamykała się nawet na chwilę.
Dziewczyna w pewnym momencie obejrzała się w stronę krzaków, z których wydobywał się szelest, lecz zaraz znów skierowała wzrok przed siebie i dalej raczyła nas ciekawostkami, które przeczytała w jakiejś książce.
- Masz jakiś wyłącznik? – W końcu nie wytrzymałam.
Gryfonka spojrzała na mnie wściekła i z nadąsaną miną założyła ręce na siebie, po czym zaczęła rozmawiać z Hagridem, kompletnie mnie ignorując. Przewróciłam oczami i postanowiłam iść kilka kroków przed nimi. Po jakimś czasie usłyszałam tupot stóp, ktoś bardzo szybko się do nas zbliżał. Wydawało mi się, że jest to nawet więcej niż jedna osoba.
Najpierw zarejestrowałam brązową plamę, która z zawrotną prędkością skoczyła w moją stronę, a potem schowała się za mną. Okazało się, że był to przerażony Kieł. Kilka chwil później tupot stał się dużo głośniejszy i zobaczyłam Draco, na którego twarzy malowało się przerażenie.
Ruszyłam w stronę, z której przybiegł chłopak. Cała reszta wołała mnie, żebym zwolniła, jednak ja chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co się stało. Nagle zobaczyłam przed sobą centaura. Zdziwiona zatrzymałam się. Rozejrzałam się i w pewnym momencie mój wzrok spoczął na oczach tej dziwnej postaci, która przewiercała mnie spojrzeniem. Kiedy to zauważyła, szybko się wyprostowała. Poczułam dziwne mrowienie w głowie i niespodziewanie usłyszałam głos, który dobiegał z wnętrza mojej głowy: „Spotkamy się niedługo”. W tym samym momencie postać zniknęła. Zachwiałam się nieznacznie i podeszłam do centaura, stojącego zaraz obok Harry’ego. Niedaleko nich na ziemi leżał martwy jednorożec.
- Co się przed chwilą właściwie wydarzyło? – zapytałam. nie oczekując odpowiedzi.
Spojrzałam na stworzenie, którego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam. Zwierzę, jak na mój gust, niewiele różniło się od konia. Biała sierść była umazana krwią. Jego róg miał brązową barwę, a niebieskie oczy były puste.
Przyglądałam się zwierzęciu przez dłuższą chwilę, aż w końcu poczułam dłoń na ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam brązowe oczy centaura wlepione we mnie.
- Mam na imię Firenzo. Właśnie rozmawiałem z twoim przyjacielem... – Wskazał na Pottera.
- On nie jest moim przyjacielem – sprostowałam szybko, przerywając mu.
- W każdym razie… - Nie zdążył nawet skończyć zdania, gdy nagle na polanę wbiegli Hagrid, Hermiona, Draco i Kieł. Pierwszy z nich wykrzyczał:
- Co się stało, cholibka?!
Firenzo uspokoił gajowego i poprosił go o pozwolenie na odprowadzenie mnie do granicy lasu. Ten zgodził się nieco niechętnie (zważając zapewne na to, że miałam być pod jego opieką) i razem z resztą uczniów oddalił się w kierunku, z którego przyszli.
- Chciałem z tobą chwilę porozmawiać. Zapewne zaczynasz się już domyślać, kto wypił krew tego biednego stworzenia. Muszę cię ostrzec, bo zbliżają się dla ciebie ciężkie czasy. – Centaur podszedł do jednorożca i zamoczył palec w jego jeszcze niezaschniętej krwi. – Podaj mi dłoń. – Posłusznie wykonałam polecenie, a on dotknął miejsca na moim przedramieniu, które zostało poparzone, gdy miałam kilka lat. Wtarł tam krew jednorożca, a rana zniknęła. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Chodźmy już. Po drodze wszystko ci wytłumaczę. Krew jednorożca posiada właściwości lecznicze, lecz kiedy zostanie mu odebrana razem z życiem, to za cenę ocalenia, zbrodniarz zapłaci straszliwą cenę. Pilnuj się i trzymaj z daleka od tej istoty. Gwiazdy mówią niewiele o twojej przyszłości. Trudno ją określić, więc wiele będzie zależało od twoich wyborów. Tutaj cię zostawiam, Alexandro. Dbaj o swój los. – Ukłonił się i odszedł, zostawiając mnie na krańcu lasu.
Spojrzałam na chatkę gajowego i zobaczyłam światło dobiegające z wnętrza. Domek był niewielki, a przed wejściem stała para kaloszy i kusza oparta o ścianę budynku. Ruszyłam w tamtą stronę, po czym zapukałam do drewnianych drzwi. Po chwili zaskrzypiały, a w progu pojawił się Hagrid.
-O, cholibka, jesteś cała blada, zaraz zaparzę ci herbaty. Usiądź z resztą, a potem odprowadzę was wszystkich do zamku. – Gdy skończył mówić, poszedł w stronę kociołka. Ja zaś weszłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
Chatka była jednoizbowa. Przy ścianie na ogniu postawiony był kociołek, do którego gajowy dorzucał jakieś składniki. Zaraz obok na ziemi leżało legowisko Kła. Po drugiej stronie pomieszczenia stało ogromne łóżko, przykryte pozszywanymi kawałkami materiału, które musiały być kołdrą. Z sufitu na linkach i hakach zawieszone było mięso oraz nieoskubane ptaki. Natomiast na środku pomieszczenia stał stół, przy którym siedzieli Draco, Harry i Hermiona, z czego ten pierwszy odsunął się od reszty.
Usiadłam na krześle obok blondyna, a cała trójka spojrzała się na mnie dziwnie - jakbym była jakimś rzadkim okazem w zoo.
- Co chciał od ciebie Firenzo? Z Harrym też rozmawiał. Na pewno powiedział ci coś ważnego. Nie chciałabyś się tym z nami podzielić? – Nagle z ust Hermiony wylał się potok słów.
- Nie twoja sprawa – odparłam, bo nie miałam najmniejszego zamiaru relacjonować tej dwójce Gryfonów mojej rozmowy z centaurem.
- Co ty masz na ręce? – zadała kolejne pytanie uciążliwa Granger.
Podążyłam za jej wzrokiem i zobaczyłam, że jej spojrzenie było utkwione w moim przedramieniu, na którym pozostał ślad zaschniętej krwi. Srebrna substancja lekko lśniła, odbijając płomyki ognia.
- Czy to jest…? – Zamarła, otwierając szeroko oczy, kiedy w końcu zdała sobie sprawę z tego, czym jest ta połyskująca maź.
Naciągnęłam rękawy szaty na ręce, które do tej pory miałam podwinięte. Nie chciałam by ktokolwiek zaczął mnie posądzać o współpracę z tą kreaturą, której tożsamości niestety trudno było się nie domyślić (o czym wolałam nawet nie myśleć).
Resztę czasu spędziliśmy w ciszy. Hagrid przyniósł nam herbaty i ciastek, a kiedy już wypiliśmy wszystko, razem z Kłem odprowadzili nas pod bramę szkoły. Tam rozdzieliliśmy się z Gryfonami, a ja razem z Draco skierowałam się w stronę lochów.

- On wrócił – powiedziałam cicho po dłuższej chili milczenia.
Lu popatrzyła na mnie ze zrozumieniem i westchnęła przeciągle, rozkładając się na zielonej trawie i robiąc zamyśloną minę.
- Czyli jednak zdążyłaś go zauważyć. Teraz przypomniało mi się o nim kilka rzeczy, jakby została odblokowana część mojej wiedzy z książek. Też tak masz? - spytała, już nie spoglądając na mnie, a w niebo.
Pokiwałam głową na potwierdzenie.
- On powiedział, że niedługo się spotkamy – dodałam nieobecnym głosem.
- Co? Kiedy? O co w tym wszystkim chodzi? – zapytała zdezorientowana Lucy, odwracając do mnie głowę.
- Jak biegłam do was i spojrzałam mu w oczy, poczułam się tak, jakby ktoś grzebał mi w głowie. Usłyszałam w myślach dziwny głos, oznajmiający, że niedługo się spotkamy. A chwilę potem już go nie było - odpowiedziałam.
- No właśnie! To było dziwne, że akurat kiedy cię zobaczył, to od razu uciekł. Prawie tak jakby nie chciał cię wtedy spotkać. – Lu potarła czoło, a potem tą samą ręką zasłoniła oczy przed słońcem.
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę, lecz nie miało to większego sensu.
- Dobra, czas się zbierać. Zaczyna się robić chłodniej – powiedziałam, podnosząc się z ziemi. Nie miałam już siły na te rozmyślania.
Szłyśmy ramię w ramię aż do schodów, gdzie pożegnałyśmy się, a każda z nas skierowała się do swojego pokoju wspólnego.


***


Kolejne dni mijały, aż w końcu przyszedł czas na egzaminy, które zaczynały się zaraz po śniadaniu. Byłam dość mocno zestresowana, jednak towarzyszyła mi także ekscytacja – przecież jeszcze nigdy nie miałam podobnych, magicznych testów.
Na początku zaczęliśmy od egzaminów pisemnych. Nasze pióra były oczywiście zaczarowane tak, by żaden z uczniów nie mógł sobie pozwolić na ściąganie. Kilka godzin spędziliśmy w salach, w których było okropnie gorąco i większość uczniów dusiła się już po paru chwilach. Wszyscy byli już zmęczeni, a czekały na nas jeszcze zaliczenia z praktyki.
- Najpierw mamy egzaminy u Flitwicka? – usłyszałam za sobą głos Draco.
- Tak, a potem jest transmutacja – odpowiedziałam, przeciągając się po siedzeniu w jednej pozycji przez kilka godzin.
Flitwick wpuszczał uczniów pojedynczo, a każde z nas miało dokładnie takie samo zadanie, jednak nikt nie mógł powiedzieć innym uczniom, na czym ono polegało. Byłam w kolejce zaraz za Malfoyem i gdy mnie już opuścił, stanęłam zaraz pod drzwiami. Już chwilę później usłyszałam jak nauczyciel wywołuje mnie po nazwisku.
Weszłam do klasy, w której wszystkie stoły i krzesła zostały przesunięte pod ścianę. Na środku pomieszczenia stał ananas. Spojrzałam na nauczyciela, który stał po przeciwnej stronie sali.
Niski czarodziej zrezygnował dziś ze swojego stosu książek, na którym zwyczajowo stał, na rzecz taboretu postawionego przed panelem. Siwe włosy wystawały mu spod zielonego kapelusza. Mężczyzna był ubrany w tego samego koloru szatę, a jego siwa broda sięgała mu prawie do pasa.
- Zadaniem na dzisiejszym egzaminie będzie sprawienie, żeby ten ananas zatańczył. Liczy się czas, jaki zajmie ci wymyślanie sposobu oraz czas trwania zaklęcia – wytłumaczył mi profesor, uśmiechając się. – Proszę, możesz zaczynać. Rozpocznę liczenie czasu, kiedy tylko wyciągniesz różdżkę.
Wyjęłam ją z kieszeni szaty i stanęłam na wprost owocu. Od razu przypomniałam sobie zaklęcie, którego powinnam użyć.
- Tarantallegra! – wykrzyknęłam, a z mojej różdżki wyleciało żółte światło, które trafiło prosto w ananas. Oczywiście już zaraz zaczął on dziwnie pląsać. Schowałam różdżkę i spojrzałam na nauczyciela.
- Bardzo dobrze. Teraz poczekamy chwilę i zobaczymy, jak długo utrzyma się rzucone zaklęcie. Możesz usiąść sobie na krześle – oznajmił uśmiechnięty profesor i wskazał mi siedzenie pod ścianą.
Czekaliśmy naprawdę długo. Niestety nie miałam przy sobie zegarka, więc nie wiedziałam, ile czasu minęło. Zaczęłam się denerwować i niespokojnie kręcić na krześle. W końcu nauczyciel powiedział mi, że na wszelki wypadek na owocu zostało umieszczone zaklęcie, mierzące moc rzucanego czaru, więc nie musiałam już dłużej z nim siedzieć i mogłam iść na następny egzamin. Skinęłam czarodziejowi głową i wyszłam z pomieszczenia.
- Co tak długo? – spytał Draco. – Nie umiałaś wymyślić zaklęcia? – dodał, wiedząc dobrze, że to nie mogło być powodem.
Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę sali do transmutacji. Draco poszedł razem ze mną i wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, co mogła wymyślić McGonagall na nasz egzamin. Myśleliśmy nad salą pełną rozbitych luster albo szczurów do zamienienia w pudełka. Śmialiśmy się dość długo, aż w końcu doszliśmy do klasy, pod którą stało jeszcze kilkoro Puchonów. Obok ustawiała się już kolejka Ślizgonów. Stanęliśmy na końcu, dalej rozmyślając nad tematem.
- Jeśli będzie trzeba zamienić człowieka w żabę, to ja poproszę Parkinson, nie będę się musiała bardzo męczyć – powiedziałam, widząc, że w naszym kierunku zmierza owa dziewczyna i uśmiechnęłam się do niej perfidnie.
Kolejka przed nami zmniejszała się dość szybko i już po chwili znajdowałam się środku pomieszczenia, a nauczycielka patrzyła na mnie z niesmakiem. Miałam wrażenie, że było tak cały czas, odkąd wkurzyłam ją na tamtej lekcji. W jej klasie wszystkie ławki również zostały przesunięte. Tylko jej biurko stało tam gdzie zwykle, na nim zaś siedziała sobie mała, biała myszka, która o dziwo nie ruszała się za wiele, mimo że mogłaby spokojnie uciec.
- Musisz zamienić tę oto mysz w tabakierkę. Punkty dostaje się za kształt i ozdoby, odejmuje w przypadku podobieństwa do formy początkowej - wytłumaczyła bezbarwnym głosem.
Wyjęłam moją różdżkę, po czym zaczęłam się zastanawiać nad kształtem i kolorystyką. Pomyślałam, że zrobię ją w kolorach mojego domu i nagle wpadłam na to jak ma wyglądać efekt końcowy. Utworzyłam sobie obraz w głowie i zaczęłam powoli robić odpowiednie ruchy nadgarstkiem. Zamknęłam oczy, by już po chwili ponownie je otworzyć.
Przede mną stała tabakierka - dokładnie taka, jaką sobie wyobraziłam. Była trochę większa od myszy i cała srebrna. Na samym środku wieczka zatopiony był szmaragd, a całość była wytłoczona drobnym zdobieniem w węże. Nauczycielka otworzyła ją i zobaczyłam wnętrze pikowane zielonym materiałem.
- Dobrze, możesz już iść – poinformowała mnie, wskazując drzwi.
Wyszłam i od razu usłyszałam rozmowę o jakimś uczniu, który stworzył mysz otwieraną w połowie, która cały czas biegała w te i z powrotem. Jeszcze ktoś inny zrobił taką, która chodziła na nogach i zabawnie poruszała wąsami.
Następny egzamin odbywał się u Snape'a w sali do eliksirów. Tak jak zwykle wszyscy Ślizgoni dostali wysokie oceny, a pozostała część uczniów została zwyzywana. Jedynie niektórym udało się dostać dobry stopień, mimo że nie należeli do mojego domu.
Ostatnim testem okazał się być pisemny z historii magii. Profesor Binns spał przez połowę czasu, więc wszyscy mogli swobodnie rozmawiać. Oczywiście zdarzały się wyjątki, które uważały, że jest to pomysł profesora, żeby nas sprawdzić (takim przypadkiem była naturalnie Hermiona Granger).
Kiedy egzaminy wreszcie dobiegły końca, wszyscy szczęśliwi z tygodnia wolnego ruszyli na błonia, by odpocząć i zabawić się ze znajomymi.
Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, ale ja czułam, że to jeszcze nie koniec. Że coś na pewno jeszcze się wydarzy.